sobota, 26 lutego 2011

A teraz muzyka, pt. 1: graj, piękny chillwave'owcu, czyli Phantom Power

 A konkretnie o paru projektach z ostatnich lat, które zapadły mi w pamięć, a w mediach polskojęzycznych trudno o nich preczytać. Po jednym na post.

Więc jest sobie taki projekt okołochillwave'owy, Phantom Power. Jego twórca, Eric Littman wypracował wyraźnie osobny styl, nie tylko brzmienie, ale też melodykę. Z EP-ki na EP-kę konsekwentnie, ale niespiesznie go rozwija, wprowadzając subtelne modyfikacje, idąc zdaje się w stronę nieco większej selektywności brzmieniowej. Uwielbiam te leniwe, ale jednocześnie wyraziste, uwaga, gitary. Wokalnie Littman był porównywany do Paula Banksa (Interpol) i Stephena Merritta (The Magnetic Fields), ale jak raz powiedziała moja babka od współczesnego życia literackiego: "bzdura!". Inny nastrój, nowa jakość - zachowując proporcje, pamiętając o łacińskich słówkach "minorum" i "gentium", ale jednak z samoswoim zjawiskiem mamy do czynienia. Wokal zjawiskowo współbrzmi z warstwą instrumentalną, tworząc upalny, bardzo melodyjny pop/rock w wersji lo-fi, inkorporowany do stylu lounge, mieszający nostalgię z radosną błogością. Nawet otagowani są oryginalnie. Co to jest "sub-indie", wie może tylko pan Bartek Chaciński.

Z ich udostępnionej na bandcamp.com dyskografii znam na razie i polecam bardzo dobre EP-ki "Chic In Egypt'74", "Spacetime" i "You Are Who You Meet".

niedziela, 20 lutego 2011

Dwa wiersze z "Ocal, pal"

tła


zjawię się nagle jak mass media.
w tle chropawa tekstura ze wszystkich
moich istotnych przepraszam.
czarne tafle. białe odbicia. tak naprawdę
liczą się tutaj tony wanadu tysiąc metrów
pod dziewczyną opartą o ścianę
górniczego baru (brudne pięty). tam
pierwszy raz ją zobaczyłem. gdybym
zwrócił uwagę na skamieniałe zwierzęta
o kilka kilometrów niżej.





niefortunnie


niefortunnie – jak akustycznie.
zło, które mi wyrządziliście zostało daleko, na lodzie.
nie utonęło z wami. – wypalmy razem koleżankę. bez filtra.
potem do końca zimy zasłaniałem się śniegiem.
zdemontowany demon ze skraju katedry,

szczenię odjęte od sutka wadery. zmarznięte gałęzie
tłukły o ciało jak obcy krwiobieg, który chce zaleźć za skórę,
podłączyć się, zmieszać płyny. Christmas is now drawing near

again. tak, panowie z Coil, do was też to mówię,
magowie chaosu w obcisłych koszulkach,
zawodnicy drużyny potępionych

świeżo po terapii, którą wymusiła specyficzna
roślinność waszego studia,
zjawy pokrywające jego ściany jak bluszcz.

jeden z was pobłogosławionym kopniakiem
wyrwał piłkę z zamarzniętej murawy.
drogę do siatki zamknęła święta poprzeczka.


sobota, 19 lutego 2011

1.

Ostatnio zakończyliśmy z Marcinem Orlińskim prace redaktorskie nad "Ocal, pal", więc zbiór powinien ukazać się w Bibliotece Debiutów już niedługo.

Póki co publikuję opinię o mojej twórczości autorstwa Katarzyny Zdanowicz-Cyganiak. Tekst był zamieszczony w Opcjach 4/2009:


Bukiet z dymu

W wierszach Andrzeja Ratajczaka z pewnością włącza się "klimatyzacja wyobraźni" (utwór odkryty). Ale nie ma tu chłodu, przeciwnie - jest duszno, gorąco. To poezja gęsta od symboli i tropów, pod względem specyficznej, bardzo sensualnej i mrocznej metaforyki zbliżona nieco do twórczości Piotra Kuśmirka i Piotra Gajdy. A mimo to osobna - i w tej osobności urokliwa.

Nie bez powodu w jednym z tekstów pojawia się David Lynch. Wiersze Andrzeja Ratajczaka są bowiem zakorzenione w tym, co nieświadome i oniryczne. Dla tego twórcy najistotniejsze jest nie wierne rekonstruowanie narracji snów, ale raczej budowanie lirycznego kolażu z tego, co rzeczywiste, konkretne, materialne, oraz tego, co przynależy do wyobraźni i wymyka się automatycznej racjonalizacji. Nie kontrast jest tu najważniejszy, lecz pełnia. To sny doklejone do realności tworzą dopiero pewną całość, jej właściwą strukturę, ontologiczny kod.

Świat wyłaniający się z tych wierszy wydaje się zaczarowany (a może paradoksalnie odczarowany, prawdziwy w swojej wieloznaczności?). Ale autorowi nie zależy na ukazaniu baśniowo zmodyfikowanej rzeczywistości. Interesuje go nieprzewidywalność życia, jego podwójne/potrójne dno, labiryntowe struktury ("podziemia wydobyte na wierzch"), wielowarstwowość przestrzeni i emocji (świat-matrioszka?).

Dojrzała, gotowa do konfrontacji z czytelnikiem poezja Andrzeja Ratajczaka to opowieść o doświadczaniu siebie jako elementu intuicyjnie rozpoznawanej całości, a jednocześnie zapis starań o to, by przypadkiem nie stracić tej całości z oczu.

Katarzyna Zdanowicz-Cyganiak